Powrót do przeszłości. Druga rocznica debiutu maratońskiego

Na drugą rocznicę debiutu maratońskiego w Maratonie Warszawskim Facebook przypomniał mi o poście, jaki na gorąco napisałem na swoim profilu. Wówczas nie miałem jeszcze bloga (i jak możecie przeczytać niżej zarzekałem się, że nie chcę mieć, kłamczuszek),a szkoda, by wpis przepadł w przepastnych czeluściach serwerowni Marka Zuckerberga. Stąd przenosiny na blog, z dodatkowymi zdjęciami i lekkim komentarzem, gdzie uznałem po dwóch latach za niezbędne. Takie moje małe świętowanie drugiej rocznicy urodzin dla świata jako maratończyk 🙂

Maraton Warszawski 2014. Debiut na dystansie maratonu z wynikiem 3:27:

Ok, czas na podsumowanie debiutu maratońskiego. Po dwóch latach treningów i biegania „na poważnie” przebiegłem dziś po raz pierwszy w życiu 42,195 i oczywiście musiało się to stać w rodzinnej Warszawie. Wynik przeszedł moje oczekiwania (i strachy, a trochę ich było) i oficjalnie wyniósł 3:27:31. 1

dsc_0042

Odbiór pakietu. Mają mnie na liście 🙂

Czas na podziękowania. W pierwszej kolejności dla Uli, najwspanialszej żony świata. Nie mam odwagi pomyśleć, jak straszny zgotowałem jej ostatni tydzień pełny stresów, wymogów żywieniowych itd. 2Jakby całe te dwa lata były łatwe. 😉 Z masą weekendów porozwalanych startami i wybieganiami, po których nie nadaję się do jakiegokolwiek życia. 3 Dziękuję też za tegoroczny urlop. Trzy tygodnie w górach, w tym tydzień na obozie w Szklarskiej miały na 100% niebagatelny wpływ na dzisiejszy wynik! A pewnie większość może się domyślić, że nie jest to Uli wymarzony urlop. Bez plaż i drinków z palemką 😉 4

Po drugie podziękowania dla Agnieszki. Za światłe kierownictwo i okiełznanie mojej gorącej głowy. Plany startowe i treningowe przez ostatnie półtora roku to w 100% dzieło Agi! 5 Debiut pół roku wcześniej na Orlenie nie byłby tak udany i wielkie dzięki do przekonania mnie do tego. Poza tym podziękowania dla całej ekipy obozybiegowe.pl, Olka, Artura 6, Justyny. To zaszczyt z Wami trenować!

Po trzecie podziękowania dla Maćka za wsparcie dzisiaj na trasie i wszystkie wspólne treningi i starty. Maciek, twój dzień też przyjdzie i też będzie zajebiście! 7 Poza tym podziękowania dla Marty, Piotrka, Zuzi, Marcina, Piotrka, Wiktora i wielu innych, którzy gestem i dobrym słowem pogonili mnie dalej! Krasus i jego megafon rządzą! 8

fb_img_1411844603290

Ten sposób szykowania się do startu stał się już moim nawykiem. Wszystko gotowe!

Na koniec dwa słowa o samym biegu. Po ostatnim wybieganiu 22km po 5:45 + 5km po 5:07 (miało być bliżej docelowego, czyli 4:58), gdzie totalnie mnie poskładało i nie byłem w stanie ruszyć nogą ani ręką i doczłapałem się do domu, miałem mega pietra! Tętno na progu zakwaszenia, a to nie jest ani to tempo, ani ten dystans! 9

fb_img_1411880091226

Śniadanie mistrzów. Nutelka dzisiaj już wyparta przez masło orzechowe, ale poza tym wszystko się zgadza.

Ale o biegu miało być. Tempo na początku było bardzo mocne. Na drugim kilometrze miałem już 168 uderzeń na minutę i nie zapowiadało się dobrze (w ostatnich dwóch tygodniach tempo maratońskie robiłem przy 160-162, a to gigantyczna różnica). Na szczęście wszystko się wyrównało i do 28km ciągnąłem równo za zającami 10, trzymając do drugiego masztu (zające biegli z chorągwiami na plecach) max 100m dystansu. A zazwyczaj bliżej 50m. Zające cisnęli ostro i na połówce miałem już 15sek zapasu. Strach przed ścianą kazał jednak nie szarżować. I uważnie korzystać ze wszystkich punktów z wodą i iso oraz z bananami. Na 30km odezwał się pierwszy fragment ciała – lewy mięsień czworogłowy. Nie bardzo, ale odczuwalnie. Na 32km, gdy ściany jak nie było tak nie ma, zdecydowałem się wyprzedzić drugi z masztów i wejść w strefę pomiędzy drugim a pierwszym (a dzieliło je już z 200m czyli lekko licząc minuta w wyniku na mecie). Na 37km do lewej „czwórki” dołączyła prawa, ale ciągle przyspieszałem. Na Szucha usiadłem pierwszemu zającowi na plecach i doleciałem tak do Palmy. Międzyczas na 40km pokazał prawie 2min górką! Obiecałem sobie, że za Palmą wyprzedzę i jego i udało się to z nadspodziewaną lekkością. Po skręcie na most zając został już sam i krzyknął „Teraz to już nie ma zająców! Każdy leci na maksa!” Zignorowałem już ostatni punkt z wodą i poleciałem w długą! Jakże inny jest bieg, gdy masz górkę na zakładanym wyniku i każde przyciśnięcie tylko powiększa tę przewagę! Dokładnie pół roku temu leciałem tym samym mostem na końcówce Półmaratonu Warszawskiego i wtedy tylko traciłem względem planu, aż zamiast minuty straciłem ponad dwie, bo zabrakło motywacji. Dziś było jej od groma! Wyprzedzanie innych i tłumy na moście dały kopa! Meta to niesamowite uczucie! Jedyne w swoim rodzaju! Nie do opisania, więc nawet nie próbuję! 11

wp-1475074625547.jpg

Zdjęcie na 15km. Bieg szedł jak po maśle

Podsumowując: 100% biegu, 0% ściany. Cztery żele, powerbomba i banany na każdym możliwym punkcie dały wystarczająco energii, by dolecieć bez kryzysu i spadków tempa. Pośladki dały żyć (rozciąganie ich co wieczór ostatnie 3 tygodnie się opłaciło), detoks kawowy i suplementacja pozwoliły uniknąć skurczów. Lepiej być nie mogło!

PS. Pomimo tego, co ten post (a raczej jego długość) może sugerować, nie planuję zakładać bloga. To jednorazowy wybryk 😉 12

Dla ciekawskich zapis z Endo: https://www.endomondo.com/workouts/415726273/3202608

dsc_0043

Duma na tle Narodowego! Bardzo się cieszę, że miałem okazję na nim finiszować i być Bohaterem Narodowego. Wielka szkoda, że Fundacja Maratonu się poróżniła z władzami Stadionu.

  1. Z tekstu to nie wynika, ale od początku moim założeniem było przygotowanie się do maratonu na wynik 3:30. Po dwóch latach nadal uważam, że maraton w 3:30 to bardzo ambitny cel który warto było sobie postawić w debiucie.
  2. Muszę przyznać, że z czasem rytuały przedstartowe stały się mniej uciążliwe, ale jak spytacie Ulę, nadal ostatni tydzień przed najważniejszymi biegami nie nadaję się do życia. Zero kontaktu, duże wymagania i zachcianki. Całe szczęście, że Ula to już zna i toleruje. Na mecie mi mija 😉
  3. Tu się nic nie zmieniło. Weekend z długim wybieganiem to weekend stracony
  4. Sylwester 2014/15 spędziliśmy w trybie all-inclusive w Egipcie. Drinki z palemką były 🙂
  5. Lata lecą a tu nic się nie zmienia. Z drobną różnicą, że teraz Aga ogarnia zarówno moje starty asfaltowe jak i górskie i łączy wszystko w jednym planie. Magia!
  6. Artur Jabłoński był trenerem zaproszonym przez obozybiegowe.pl na obóz w Szklarskiej Porębie. Podejście Artura do treningu i podopiecznych bardzo mi się podobało. Dziś ma swoją własną ekipę biegową, która kilka dni temu wygrała klasyfikację drużynową na 38. Maratonie Warszawskim
  7. Maciek ciągle debiut ma przed sobą, ale nie odwołuję tego co powiedziałem. Będzie zajebiście!
  8. Kibice to jeden z głownych powodów dla których zdecydowałem się na debiut w Warszawie. I dla którego z wszystkich czterech maratonów w moim życiu, trzy miały miejsce w stolicy. Podróże po Polsce za maratonami jeszcze przede mną
  9. Dziś wiem, że wtedy na tym treningu totalnie się odwodniłem i ugotowałem. Bywa
  10. Zające na 3:30, wykonali bardzo dobrą robotę!
  11. Do dziś pamiętam to uczucie, gdy ledwo stojąc na nogach przytuliłem się do zimnej ściany na podziemnym parkingu Stadionu Narodowego i popłakałem jak dziecko. Nigdy później w karierze biegowej nie czułem tak silnej radości i spełnienia!
  12. Kłamczuszek ;P
Tagi: